Bezkarny sprawca tragedii mieszka kilkaset metrów od miejsca, gdzie zabrał młode życie. Chodzi na spacery, jeździ na zakupy do pobliskiego Chełma. - Za kraty nie pójdę, to pewne. Przecież jestem niewinny - mówi kolegom. Gdy jego perfidne słowa trafiają później do rodziców Pauliny, zrozpaczeni ludzie za każdym razem czują się tak, jakby do śmierci ich jedynej córeczki dochodziło na nowo. Z krwawiącymi sercami wspominają popołudnie 27 grudnia 2006 roku, gdy ich ukochana córeczka odeszła na zawsze. Paulina wracała od koleżanki, miała do przejścia kilkanaście metrów. Choć szła prawidłową stroną drogi, nie miała szans na ucieczkę, gdy uderzył w nią rozpędzony samochód Mariusza Ż. Kierowca nie zatrzymał się nawet, by sprawdzić, co stało się 13-latce. Zostawił konającą dziewczynę w rowie i kiedy po godzinie nadeszła pomoc, lekarzom nie udało się przywrócić Paulinki do świata żywych.
Patrz też: Bydgoszcz: Dwaj zwyrodnialcy zabili i zgwałcili sąsiadkę
Mariusz Ż. od początku szedł w zaparte i twierdził, że to nie on jechał samochodem. - To Kola z Kowla. Mówił, że potrącił jakieś duże zwierzę - powtarzał mężczyzna i zapewniał, że nie zna ani nazwiska, ani adresu Ukraińca, któremu feralnego dnia miał pożyczyć samochód. Mariusz Ż. nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego tuż po tragedii próbował schować uszkodzony samochód w garażu sąsiada i zmywać z auta krew, a jego telefon komórkowy, jak ustalili śledczy, logował się w miejscu tragedii. Mimo to dobroduszny Sąd Rejonowy w Chełmie wypuścił Mariusza Ż. za kaucją w wysokości 10 tys. złotych i uwierzył, że męż- czyzna pojedzie na Ukrainę i odnajdzie sprawcę tragedii.
W ten skandaliczny sposób cała sprawa przeciąga się o kolejne miesiące, sąd wciąż nie jest do końca przekonany o winie Mariusza Ż. i dlatego po ponad 3 latach od tragedii uznał, że trzeba przeprowadzić wizję lokalną. - Mamy na nowo przeżywać chwile związane ze śmiercią córeczki... - płacze pani Agata, mama Paulinki.
Zrozpaczeni rodzice obawiają się, że zabójcy ich córki uda się uniknąć kary. - Boję się, że sprawiedliwość umarła razem z naszym dzieckiem - mówi pan Mieczysław.